6 mar 2014

Nie mów nic, kocham cię - Mhairi McFlarne

- Kobieta z twoim gustem zasługuje na to, by zafundować jej drinka. [...]
- Mężczyzna z twoim gustem zasługuje na to, by za niego zapłacić.

Czasem nachodzi taki czas, kiedy ma się dość tych wszystkich powieści fantastycznych, bohaterów mających po szesnaście, siedemnaście lat, przeważnie żyjących w totalitarnym państwie, stawiających się władzy i starających się przeżyć wszystkie możliwe kataklizmy, katastrofy i inne takie. Przychodzi ochota na zwykłą, normalną obyczajówkę, z dorosłymi bohaterami, którzy nie posługują się jakąś wymyślną bronią i supernowoczesnymi gadżetami (no, może poza Komandosem), mają jakąś tam pracę, która nie polega na mordowaniu ludzi i z reguły mają jakieś tam życie towarzyskie, choćby nawet ograniczało się ono do spotkań ze znajomymi.

Byli najlepszymi przyjaciółmi na studiach. Ona w szczęśliwym związku, on co chwilę z nową dziewczyną. Teraźniejszość jednak nie jest aż tak różowa jakby można by było się spodziewać. Rachel jest po trzydziestce i po trzynastu latach na nowo uczy się bycia singielką, podczas gdy Ben niedawno obchodził drugą rocznicę ślubu. Ich spotkanie w bibliotece sprawia, że na nowo muszą zdefiniować to, co ich kiedyś łączyło i zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów. Odżywają stare wspomnienia, rany i głęboko skrywane uczucia. Czy uda im się naprawić, to co było między nimi? Czy wszelkie starania poniosą klęskę?

Dorośli bohaterowie powieści obyczajowych mają to do siebie, że pewnych zachowań nie można zwalić na ich wiek. Ich decyzje muszą być bardziej przemyślane i muszą brać odpowiedzialność za swoje czyny i słowa, nawet te, które wydawałyby się przeszłością. Nie mogłoby być inaczej, bo byłoby to sztuczne i nierealne. Postacie wykreowane przez Mhairi McFlarne są niepowtarzalne, nie do końca idealne, nieco nieszablonowe, czasem zabawne, a niektóre nawet irytujące. Weźmy pod uwagę choćby główną bohaterkę. Ma chwile słabości, jak każdy, a jedyną rzeczą na jaką ją wtedy stać jest płacz. Nie wszystko też idzie po jej myśli. Ale otaczają ją wspaniali przyjaciele, którzy ją wspierają w trudnych chwilach. Potrafi postawić na swoim i jest silna, co nie oznacza, że nie zdarza się jej mieć chwili słabości. Zachowuje się naturalnie i nie sposób jej nie polubić.

Autorka zgrabnie porusza się między przeszłością, a teraźniejszością. Dzięki temu zabiegowi możemy dowiedzieć się, co doprowadziło do sytuacji, w której aktualnie znajdują się bohaterowie. I dlaczego wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Bez takich retrospekcji nieco trudniej byłoby się połapać w fabule. A tak, możemy nawet przyłapać bohaterów na kłamstwach, a to nie często trafia nam się taka okazja.

Książek, w których główna bohaterka nie może zdecydować się, którego faceta wybrać (nie wiedzieć czemu faceci nie mają takich problemów) jest tyle, że stało się to już nieznośne. Jest to chyba jeden z najbardziej oklepanych motywów jakie świat widział. Na szczęście McFlarne wykazała się bystrością umysłu na tyle, aby nie popełnić tego błędu. Owszem, jest Rachel-Ben-Olivia, ale nie odbywa się to na takich zasadach, co zwykle. A przynajmniej tak mi się wydaje. Chodzi o to, że ze względu na to, że nie mamy wglądu w procesy myślowe Bena możemy jedynie spekulować, co do osoby, którą wybierze. Nawet jeśli myślicie, że wszystko od samego początku jest jasne, to jesteście w błędzie. Nawet jeśli jesteście na etapie, gdy sądzicie, że już po ptokach.

Nie mów nic, kocham cię to chyba moja pierwsza styczność z romansem jako gatunkiem. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się fajerwerków, ale ta książka jest taka jaka miała być. Czyta się ją szybko i przyjemnie, a styl McFlarne jest lekki i przyjazny. Nie należy spodziewać się zbyt wiele po tej książce, bo jest to odmóżdżacz, ale z gatunku tych dobrych, więc o swoje zdrowie psychiczne nie macie się co martwić na zapas. Może zakończenie nie wbije was w fotel, ale szczerze mówiąc jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę zamieszanie jakim posłużyła się autorka, i niespotykane zakończenie, także warto z tą pozycją się zapoznać. Nie przeraźcie się tylko mikroskopijną czcionką. Gwarantuję, że po jakimś czasie przyzwyczaicie się do niej.

- Nie cierpisz na wegetarianizm, pescowegetarianizm, humanitaryzm albo inną nietolerancję przyjemności?
- Nie zjem niczego, co ma twarz - rzucam teatralnie.
- O to się nie martw. Wszystko, co zamierzam zamówić, zostało pozbawione twarzy.

You Had Me at Hello, Mhairi McFlarne
Pascal, 2013
___
Pierwsza recenzja od dwóch miesięcy. To jest przerażające i zdumiewające. Muszę się wziąć wreszcie w garść. Życzcie mi powodzenia.

      4 komentarze:

      1. A ja tak o muzyce- uwielbiam piosenkę którą wrzuciłaś <3

        OdpowiedzUsuń
        Odpowiedzi
        1. To świetnie, ja nie mogę się od niej uwolnić ;)

          Usuń
      2. Uwielbiam obyczajówki... więc możliwe, że sięgnę po tę książkę(jak tylko ją znajdę)... a dodatkowo: boska piosenka <3

        OdpowiedzUsuń
      3. Rzeczywiście to książka, jakich wiele.

        OdpowiedzUsuń

      Layout by Tyler