You are your mother and your father. You are your experiences and your fears and the love you let yourself feel. You are your degree and your talent and your passion. You are your pain, your joy, and your fantasies. You are me and Sheil and Jenny and Will and every person that touches your soul... but most of all you are you, whoever you dream that to be
Kiedy wyjeżdżam gdzieś na wakacje, od kilku lat, zawsze zabieram ze sobą coś do czytania. Początkowo były to książki (prawie zawsze było ich za mało), teraz jest to kindle, którego w tym roku uzupełniałam o nowe ebooki, na jakieś 10 minut przed wyjazdem na lotnisko. Niestety, wyszło jak wyszło i dotarły tylko te z Amazona. Tak więc przez 6 dni, leżąc na leżaku przy basenie, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, łączyłam przyjemne z pożytecznym czytając po angielsku. Zaczęłam od
Sweet Thing i choć oczekiwałam trochę więcej, to w gruncie rzeczy książka nie okazała się dnem.
Po niespodziewanej śmierci ojca, Mia Kelly przeprowadza się do Nowego Jorku, by zająć się jego kawiarnią, dopóki nie wymyśli, co dalej ze sobą zrobić. Przypadkowe spotkanie z pewnym urokliwym gitarzystą pozwala dostrzec, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby poświęciła je muzyce. Kiedy Will staje się jej współlokatorem, a potem najlepszym przyjacielem, staje się jasne, że mogłoby z tego być coś więcej. Jednak nie jest to takie łatwe jak mogłoby się wydawać, bo Mia ma plan. Plan, który nie przewiduje złamanego serca przez faceta z gitarą, a stabilizację u boku statecznego, majętnego mężczyzny biznesu.