2 lip 2013

Ostatnia Spowiedź - Nina Reichter

 Miłość, która nigdy się nie powtórzy, bo nie ma najmniejszej szansy na powtórzenie rzeczy tworzących zupełność.

Historia na pierwszy rzut oka wydaje się oklepana. W końcu blogowych opowiadań o gwiazdorach powstała już cała masa. Jak kiedyś królowało Tokio Hotel, tak teraz blogerki na tapetę wzięły Justina Biebera i One Direction. Mimo że fanfikowe trendy się zmieniają to schemat pozostał ten sam i nie wielu potrafi się wysilić i stworzyć coś innego, nowego. Jednak Ostatnia Spowiedź nie jest wcale szablonowa, a wręcz przeciwnie - wyróżnia się na tle chmary beznadziejnych powieści i tym samym zdobywa pierwszego plusa.


Bradin jest chłopakiem, za którym uganiają się dziewczyny z całego świata - w końcu bycie wokalistą Bitter Grace to nie byle co. Ally za niedługo rozpocznie studia, a trwanie w chorym (a, co dopiero dziwnym) związku tylko dla uszczęśliwienia rodziców, nie ułatwia jej życia. Ich przypadkowe spotkanie na lotnisku nie przechodzi bez echa i wkrótce zaczynają rozumieć, że rodzi się między nimi uczucie, które nie powinno zaistnieć.

Zacznę od fabuły. Wiemy jak wygląda show-biznes. Ale czy na pewno? Nina Reichter pokazała nam jak właściwie to jest z tą sławą. Ukazuje nam kulisy wielkiej popularności, czyli to z czym tak na prawdę członkowie Bitter Grace muszą się na co dzień zmagać, przy czym robi to tak, żeby nas trochę przerazić, ale nie jednak wystraszyć na śmierć - w końcu to nie horror. Jak już przy wstępie wspomniałam, bałam się, że Ostatnia Spowiedź będzie szablonowa i do świata młodzieżowej literatury nic nowego i ciekawego nie wniesie. Nie oszukujmy się, w końcu od pewnych schematów nie łatwo jest uciec. Jednak autorce zgrabnie udało się wyprowadzić nas z błędu. Wątek Ally i Bradina z pewnością został ciekawie rozwinięty. Cieszy mnie to, że autorka nie zapomniała o czymś takim jak tworzenie więzi i tak z niczego wyskoczyła nam z uczuciem między głównymi bohaterami. Wprawdzie od początku można się było spodziewać jak potoczą się zdarzenia, to pewnych zawiłości, naprawdę, nie szło przewidzieć. Podoba mi się, że wszystkie wątki tworzą spójną całość. Nie ma sytuacji, gdzie czułoby się, że coś jest strasznie naciągane i do fabuły zostało wprowadzone tylko dlatego, żeby zwiększyć objętość książki.

Wyrazistość. Odmienność. To cechuje postacie wykreowane przez Ninę Reichter. Każda z nich jest inna na swój sposób. Nie idzie za bardzo ich też ze sobą pomylić. Plusem z pewnością jest to, że każdy z nich ma jakąś wadę, choćby drobną, ale dobrze to świadczy o autorce. Bradin Rothfeld to gwiazdor. Bardzo przystojny i utalentowany gwiazdor. Robi to o czym zawsze marzył, jednak nie jest do końca szczęśliwy. Rzadko kiedy zdarza się, żebym nie zakochała się w głównym męskim bohaterze. Z reguły rozpływam się nad nimi z zachwytu. Jednak w przypadku Ostatniej Spowiedzi jest inaczej. Postać Brade'a jakoś do mnie nie przemawia i do końca nie wiem czemu. Pewnie to, po prostu, nie mój typ. Za to o wiele bardziej lubię Toma. Również utalentowany i również bardzo przystojny. Z nieco odmiennym nastawieniem do dziewczyn niż jego młodszy brat - typowy kobieciarz, ale za to z artystyczną duszyczką. W sumie, nie jest on taki zły jak początkowo myślałam. A po pewnych wydarzeniach dużo zyskał w moich oczach. Natomiast Ally Haninngan to bardziej szara myszka niż drapieżna kocica. Ale...no właśnie... Nie można o niej powiedzieć, że to typowy szaraczek pokroju Belli. Świetnie sama sobie daje radę, ale przecież każda dziewczyna lubi się do kogoś przytulić, nieważne czy ma dziewięć lat czy dziewiętnaście. No i właśnie tu pojawia się problem. Polubiłam Hanningan za to, że mimo wszystko starała się być szczęśliwą, nawet po tym co przeszła. Czasem irytowała mnie jej płaczliwa natura i tym, że nie chciała dopuścić Bradina bliżej - ale nikt przecież nie jest idealny.

Nina Reichter ma bardzo przyjemny styl. Może nie jest on jakoś niesamowicie lekki, ale nie mogę powiedzieć, że jest toporny. Bez problemu potrafi przedstawić czytelnikowi dane wydarzenia i to tak wyraźnie jakbyśmy oglądali film. Akcja goni akcję, jednak mamy chwile wytchnienia i na dobrą sprawę nigdy do końca nie wiemy, co za moment się wydarzy. Dzięki takim zabiegom nie sposób się nudzić przy lekturze Ostatniej Spowiedzi. A szczególnie po tym, co wydarzyło się na zakończenie. Przyznam szczerze, że chyba nigdy nie byłam w aż takim szoku czytając końcówkę książki. Siedziałam w ławce (nie mogłam się powstrzymać od czytania, a co innego miałam robić na luźnej lekcji historii?) z wielkimi oczami i rozdziawioną gębą, z kłębiącym się w głowie pytaniem (jakże ambitnym): "COO?!" i zdradzając M. to, co się dzieje.

Gdyby zmieszać niezły styl z dawką śmiechu i wzruszeń, dodać do tego świetną kreację bohaterów, intrygującą i wciągającą fabułę, zwroty akcji oraz wymarzone miejsca na poprowadzenie historii, a dla smaku dość ładną okładkę, można by otrzymać całkiem dobrą powieść. Jak myślicie - jest to wykonalne? Ja uważam, że jak najbardziej, a Ostatnia Spowiedź jest tego dowodem. Jak również, że niektórzy Polacy jednak potrafią pisać.

Mówią, że w życiu tylko raz można przeżyć miłość. Tylko raz coś zrywa cię do biegu, każe gnać przed siebie, choćbyś nie widział wtedy początku ani końca. Coś staje się słuszne, choćby miało przeciw sobie wszystkie racjonalne wybory. Coś każe ci walczyć, pragnąć i wierzyć. Coś sprawia, że nigdy nie zapomnisz chwil i miejsc, w których ostatni raz czułaś to, co odeszło



Letzte Beichte, Nina Reichter
Novae Res (2012)
__________
Trochę mi to zajęło, ale mam nadzieję, że nie jest źle. Kolejny post już wkrótce :) A tym czasem żegnam Was Bastille - taak, znowu się uzależniłam ;)



8 komentarzy:

  1. Buhahaha, tym razem to ja ciebie uzależniłam (nie wspominajmy o tym, że siebie przy okazji też ^^).
    Recenzja jest cudna i jak tylko przeczytam zabieram się za swoją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz pierwszy, chyba, mogę to zwalić na Ciebie. Szook ^^
      Dzięki, dzięki i bierz się do roboty :)

      Usuń
  2. super blog, zaobserwowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest genialna książka! Czytałam ją pół roku temu i od tego czasu jestem zakochana. Zaobserwuje chyba, bo lubię czytać blogi recenzenckie, których autorki mają gust podobny do mojego. A ja kocham Ninę Reichter. Recenzja bardzo trafna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ją dorwałam na wymianie, mimo że wcześniej jakoś nie byłam bardzo zainteresowana tą książką. Dzięki i dzięki :)

      Usuń
  4. Jedni mówią, e dobre, inni, że dno.. Sama nie wiem, czy dać tej książce szansę, czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że powinnaś dać jej szansę - najwyżej Ci się nie spodoba.

      Usuń

Layout by Tyler