Cholera, mały, nie możesz tak tutaj biegać i kroić sobie rąk. Przez ciebie dostanę jakiegoś cholernego zawału
Sekrety. Każdy je ma. Niektóre są mniejsze, a niektóre większe. Niektóre doszczętnie nas niszczą, a niektóre nieco mniej. Sekrety jak to sekrety. Sieją spustoszenie i pogrom. Nie da się zaprzeczyć, że potrafią zrujnować wszystko, nawet jeśli byłoby nie wiadomo jak trwałe. Ale czasem są pomocne. Bo choć zniszczyły to, co było poprzednio, dały możliwość na zbudowanie czegoś nowego, silniejszego.
Uciekając przed Komitetem Odnowy, Julia, Adam, Kenji i James, znaleźli schronienie w Punkcie Omega - miejscu dla osób z niesamowitymi i najróżniejszymi talentami. Właśnie tam Julia stara się nauczyć jak zapanować nad swoim darem i dowiedzieć się na czym on polega. Adam za to poddaje się badaniom, które mają wykazać dlaczego może jej dotknąć i do czego jest zdolny. Wydawałoby się, że lepiej być nie mogło, jednak rzeczywistość jest całkiem inna.
W tej części fabuła skupia się głównie na przygotowaniach do wojny z Komitetem. Nie zostało to nam na tyle przedstawione, żebyśmy wiedzieli jak dokładnie one wyglądają, a że nie jest to jakoś strasznie ważne i do szczęścia koniecznie nam potrzebne, nie odnosi się wrażenia, że coś zostało pominięte. Tym samym książka straciła nieco na objętości, ale raczej nikt nie lubi zapychaczy zwiększających ilość stron i nic nie wnoszących do fabuły, więc nie ma nad czym płakać. A skoro już o zapychaczach mowa, to w tym miejscu autorce należy się pochwała, bo nie potrafię wskazać żadnej sytuacji, dialogu czy opisu, bez którego szłoby się obejść.
Poza tym, z pewnością, tej książce nie brakuje wartkiej akcji. Owszem są chwile wytchnienia, gdzie to wszystko zwalnia, ale tylko po to, by potem znowu ruszyć pełną parą. Przy czym w momencie, gdzie akcja przyspiesza, autorka, nie wiedzieć czemu, koniecznie chce, abyśmy zeszli na zawał. Naprawdę. Ale to dobrze, że zdarzały się momenty, kiedy robiłam wielkie oczy, a jedynym komentarzem, na który było mnie w takich chwilach stać było: "CO?!". Bardzo dobrze świadczy to o prowadzeniu akcji, bo nikt nie lubi, gdy w powieściach nic ciekawego się nie dzieje.
Przy bohaterach sprawy mają się nieco mniej różowo, ale nie jest źle. W tej części Julia nie ma lekko. Początkowe szczęście, które towarzyszyło jej, gdy znalazła się w Punkcie Omega zrobiło sobie wakacje i przez to jej użalanie się nad sobą nie była na dobrej drodze do tego, aby stać się moją ulubienicą. Lecz muszę przyznać, że w niektórych momentach zaczynałam jej współczuć i cieszę się, że Kenji dał jej porządnego kopa w (przepraszam za wyrażenie) dupę. Jeśli chodzi o ukochanego głównej bohaterki, to tutaj sprawy się komplikują. Zrobił się z niego mazgaj. W niczym nie przypomina tego silnego i wspaniałego Adama z poprzedniej części, a bardziej ciepłe kluchy. I o ile to, co stało się z Julką potrafię jeszcze znieść i zrozumieć, to tego, co autorka z nim zrobiła już nie. Natomiast Warner to całkowicie inna bajka. W Sekrecie Julii mamy okazję go poznać takim jakim jest. Niesamowita i poruszająca historia, fakt, że poznajemy jego imię i to, co łączy z nim Julię, sprawia, że nie da się w nim nie zakochać. Moje drogie, jeśli w Dotyku Julii pałałyście uwielbieniem do Adama, szykujcie się do zmiany frontu. Żałuję, że Tahereh Mafi nie przybliżyła nam niektórych postaci trochę bardziej, ponieważ część z nich wydała mi się ciekawa i z chęcią poznałabym je lepiej. Myślę jednak, że przy tym typie narracji i przy tym jakie ta historia ma rozwinięcie, nie było na to możliwości. Mimo to mam nadzieję, że dowiemy się o nich więcej w kolejnej części.
Spodobało mi się, że sami mieliśmy możliwość wybrania tytułu dla drugiej części przygód Julii. Jest to naprawdę fajna rzecz, że mogliśmy chociaż trochę włożyć czegoś od siebie do tej książki. Poza tym nie wymagało to od nas zbyt wiele wysiłku - wystarczyło mieć facebooka i nacisnąć jedną z opcji w sondzie na fanpejdżu Moondrive'a - więc nawet największy leń mógł się przyczynić do wyboru tytułu. No i przede wszystkim pokazuje to, że jednak czytamy te książki, a wydawnictwo z nami, czytelnikami, się liczy.
Podsumowując, Sekret Julii to naprawdę udana kontynuacja świetnej dystopii. Niezły pomysł na fabułę, akcja, Warner, bez konserwantów i zapychaczy, Warner, nutka tajemniczości (nie oszukujmy się, każdy czytelnik lubi trochę sekretów), nareszcie jakiś niezły kop w dupę, Warner, trochę humoru. Brzmi jak skład jakichś pysznych ciastek, ale w rzeczywistości z tego składa się Sekret Julii. Smakowicie, prawda? Aż chciałoby się sięgnąć po kolejną część.
Unravel Me, Tahereh Mafi
Otwarte, Moondrive (premiera: 17.07.2013)
____________
Druga recenzja w tym miesiącu, szaleństwo ;) Ale to jeszcze nie wszystko, co dla Was przygotowałam ;) A na do widzenia - moja ulubiona, na tę chwilę, piosenka. Nie mogę się doczekać filmu.
W tej części fabuła skupia się głównie na przygotowaniach do wojny z Komitetem. Nie zostało to nam na tyle przedstawione, żebyśmy wiedzieli jak dokładnie one wyglądają, a że nie jest to jakoś strasznie ważne i do szczęścia koniecznie nam potrzebne, nie odnosi się wrażenia, że coś zostało pominięte. Tym samym książka straciła nieco na objętości, ale raczej nikt nie lubi zapychaczy zwiększających ilość stron i nic nie wnoszących do fabuły, więc nie ma nad czym płakać. A skoro już o zapychaczach mowa, to w tym miejscu autorce należy się pochwała, bo nie potrafię wskazać żadnej sytuacji, dialogu czy opisu, bez którego szłoby się obejść.
Poza tym, z pewnością, tej książce nie brakuje wartkiej akcji. Owszem są chwile wytchnienia, gdzie to wszystko zwalnia, ale tylko po to, by potem znowu ruszyć pełną parą. Przy czym w momencie, gdzie akcja przyspiesza, autorka, nie wiedzieć czemu, koniecznie chce, abyśmy zeszli na zawał. Naprawdę. Ale to dobrze, że zdarzały się momenty, kiedy robiłam wielkie oczy, a jedynym komentarzem, na który było mnie w takich chwilach stać było: "CO?!". Bardzo dobrze świadczy to o prowadzeniu akcji, bo nikt nie lubi, gdy w powieściach nic ciekawego się nie dzieje.
Przy bohaterach sprawy mają się nieco mniej różowo, ale nie jest źle. W tej części Julia nie ma lekko. Początkowe szczęście, które towarzyszyło jej, gdy znalazła się w Punkcie Omega zrobiło sobie wakacje i przez to jej użalanie się nad sobą nie była na dobrej drodze do tego, aby stać się moją ulubienicą. Lecz muszę przyznać, że w niektórych momentach zaczynałam jej współczuć i cieszę się, że Kenji dał jej porządnego kopa w (przepraszam za wyrażenie) dupę. Jeśli chodzi o ukochanego głównej bohaterki, to tutaj sprawy się komplikują. Zrobił się z niego mazgaj. W niczym nie przypomina tego silnego i wspaniałego Adama z poprzedniej części, a bardziej ciepłe kluchy. I o ile to, co stało się z Julką potrafię jeszcze znieść i zrozumieć, to tego, co autorka z nim zrobiła już nie. Natomiast Warner to całkowicie inna bajka. W Sekrecie Julii mamy okazję go poznać takim jakim jest. Niesamowita i poruszająca historia, fakt, że poznajemy jego imię i to, co łączy z nim Julię, sprawia, że nie da się w nim nie zakochać. Moje drogie, jeśli w Dotyku Julii pałałyście uwielbieniem do Adama, szykujcie się do zmiany frontu. Żałuję, że Tahereh Mafi nie przybliżyła nam niektórych postaci trochę bardziej, ponieważ część z nich wydała mi się ciekawa i z chęcią poznałabym je lepiej. Myślę jednak, że przy tym typie narracji i przy tym jakie ta historia ma rozwinięcie, nie było na to możliwości. Mimo to mam nadzieję, że dowiemy się o nich więcej w kolejnej części.
Spodobało mi się, że sami mieliśmy możliwość wybrania tytułu dla drugiej części przygód Julii. Jest to naprawdę fajna rzecz, że mogliśmy chociaż trochę włożyć czegoś od siebie do tej książki. Poza tym nie wymagało to od nas zbyt wiele wysiłku - wystarczyło mieć facebooka i nacisnąć jedną z opcji w sondzie na fanpejdżu Moondrive'a - więc nawet największy leń mógł się przyczynić do wyboru tytułu. No i przede wszystkim pokazuje to, że jednak czytamy te książki, a wydawnictwo z nami, czytelnikami, się liczy.
Podsumowując, Sekret Julii to naprawdę udana kontynuacja świetnej dystopii. Niezły pomysł na fabułę, akcja, Warner, bez konserwantów i zapychaczy, Warner, nutka tajemniczości (nie oszukujmy się, każdy czytelnik lubi trochę sekretów), nareszcie jakiś niezły kop w dupę, Warner, trochę humoru. Brzmi jak skład jakichś pysznych ciastek, ale w rzeczywistości z tego składa się Sekret Julii. Smakowicie, prawda? Aż chciałoby się sięgnąć po kolejną część.
Jego usta są delikatniejsze niż cokolwiek, co dotąd znałam, miękkie jak pierwszy śnieg, jak wata cukrowa, jak roztopienie się i unoszenie na powierzchni, jak bycie nieważkim w wodzie. Słodkie, tak, lekko słodkie
Unravel Me, Tahereh Mafi
Otwarte, Moondrive (premiera: 17.07.2013)
____________
Druga recenzja w tym miesiącu, szaleństwo ;) Ale to jeszcze nie wszystko, co dla Was przygotowałam ;) A na do widzenia - moja ulubiona, na tę chwilę, piosenka. Nie mogę się doczekać filmu.
Ja tam nigdy nie przepadałam za Adamem, wiesz o tym ;) Kurcze, bardzo mnie ciekawi, o jaki to sekret chodzi i z niecierpliwością czekam aż mi pożyczysz... kiedyś ^^
OdpowiedzUsuńPrzeczytam w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńTakże nie mogę się doczekać TMI XD
OdpowiedzUsuń"Sekret" już czytałam i dostałam to,na co liczyłam - więcej Warnera - dla mnie to głównie on nakręca rozwój tej opowieści. Nie lubiłam Adama od części pierwszej, ale masz rację - troszkę bardziej emocjonalnie bohaterowie się zachowują w tym tomie ;)
Czekam na trzeci tom :)
Właśnie ja nie potrafiłam polubić Warnera... ale coś czuję, że to się zmieni. Jejciu, zazdroszczę możliwości przeczytania :)
OdpowiedzUsuńBędę mieć książkę w poniedziałek, a jak dobrze pójdzie to może nawet w sobotę. Od samego początku zakochałam się w Warnerze i nawet na własną rękę tłumaczę "Destroy Me" (jak pewnie wiecie jest to część numer 1.5, napisana z punktu widzenia Warnera. A jak nie wiedzieliście, to już wiecie). Gość jest świetny, uwielbiam go po prostu. Zgodzę się tu z Joanną - to dzięki niemu rozwój wypadków w książce jest taki, jaki jest, i jest świetny. Z niecierpliwością czekam na odebranie "Sekretu" z najbliższego empiku i możliwość wsadzenia nosa między kartki rozdziałów w których obecny jest pan Zielonooki.
OdpowiedzUsuń