Czasem wydaje mi się, że moja samotność eksploduje rozsadzając mnie od środka. Czasem
zastanawiam się, czy wypłakanie, wykrzyczenie albo wyśmianie tego
obłędu może w czymkolwiek pomóc. Czasem pragnienie dotyku, bycia
dotykaną, c z u c i a jest tak silne, że porywa mnie do jakiegoś innego
wszechświata, a tam, stojąc na krawędzi przepaści, nabieram pewności, że
spadnę i nikomu nigdy nie uda się mnie znaleźć.
Mając książkę po raz pierwszy w rękach, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Fascynujący opis i intrygująca okładka to nie wszystko. Ponieważ czasem to, co jest w środku, wcale nie jest tak dobre, jak można się było tego spodziewać.
Potrafisz sobie wyobrazić spędzić w zamknięciu
264 dni? I to w całkowitym odosobnieniu? No cóż, może nie w
całkowitym. Za towarzystwo w końcu służą ci: notatnik, pióro,
okno i ściany. Nie wątpię, że na pewno byście się dogadali. Ja
bym nie wytrzymała. Nie potrafię się nie odzywać (nie licząc 45
minut lekcji, gdy nie ma M. lub Stray). A gadanie sam do siebie nie
jest zbyt dobrym posunięciem, chyba że chce się do końca
zwariować. Myślę, że też byś nie wytrzymał. W końcu 264 dni
to szmat czasu. Pocieszeniem może być tylko to, że możesz pisać.
Sam do siebie, ale możesz.
Wyobraź sobie, że nie możesz nikogo dotknąć.
Nie możesz się do nikogo przytulić. Nikomu nie możesz podać
ręki. Nie możesz się na nikim podeprzeć. Nikogo nie możesz
uderzyć, nie wyrządzając przy tym większych krzywd. Nie możesz
trzymać się z chłopakiem za rękę. Inaczej... inaczej będzie
źle. I to bardzo.
No, więc wyobraź to sobie, a już wiesz, jak ona
się czuje.
Julia nie jest wcale typową nastolatką. Nie chodzi
do szkoły, nie ma chłopaka, przyjaciółek, rodziców. Nie ma domu,
bo tego gdzie „mieszka” nie można nazwać domem. W takim razie
kim jest? Zbiegiem? Wariatką? Więźniem? Nie, nie do końca i tak.
Została zamknięta przez Komitet Odmowy. Gdzie? Tego ona sama nie
wie. Za co? Jak pewnie się domyślasz, za morderstwo. I to wcale nie
z premedytacją. Jest sama, nie licząc notatnika, pióra, liczb,
okna czy też ścian. Aż w końcu dostaje współwięźnia. Niby to
nic takiego, ale powoduje więcej, niż sama zainteresowana by się
tego spodziewała.
Akcja toczy się w przyszłości. Świat całkowicie
różni się od tego, którego my znamy. Zamiast spokoju, jest chaos.
Matka natura się buntuje - nie ma już tylu drzew, co dawniej.
Pogoda może zmienić się w ciągu godziny. W dzień może być upał
nie do wytrzymania, a nocą możesz zamarznąć na kość. Mówi się,
że kiedyś było zielono. Chmury były białe, a słońce zawsze
właściwie świeciło. Nie ma już ptaków, tylu gatunków roślin.
Jest inaczej niż kiedyś, a inaczej wcale nie oznacza, że jest
lepiej. Nie ma już parlamentu, prezydenta czy króla. Teraz jest
Komitet Odnowy i to on sprawuje władzę. Miał pomóc, a szkodzi.
Jest inicjatywą nieznoszącą sprzeciwu, nie przyjmującą do
wiadomości wyjaśnień.
Bohaterowie nie są płytcy. Mają własne uczucia,
własny wygląd, własne doświadczenie. Nie ma się wrażenia, że
są nudni. Niektórzy zaznali bólu, nieważne czy fizycznego, czy
psychicznego. Nie są idealni, przez co są bardziej realni.
Pierwsze wyznanie uczuć jest jakoś w połowie
książki. Co zdecydowanie idzie na plus. Śmiało możemy
powiedzieć, że to coś więcej niż tylko zauroczenie. Znają się,
odkąd mieli po czternaście lat. Mimo tego, że w tamtym okresie nie
wypowiedzieli do siebie słowa, zakochali się w sobie. Przecież nie
zawsze wyznacznikiem miłości są tylko i wyłącznie słowa. Liczą
się czyny. A teraz, gdy są w wieku siedemnastu lat, między nimi
tworzy się więź silniejsza niż wcześniej. Taka, jaka nigdy
między główną bohaterką a chłopakiem nie miała prawa istnieć.
Dzięki temu Julia musi nauczyć się kochać, musi dowiedzieć się,
co to znaczy kochać. I to właśnie sprawia, że ich uczucie jest
niesamowite.
Nie podoba mi się przetłumaczenie imienia Julii (w
oryg. Juliett). Uwielbiam angielskie imiona i nie cierpię, gdy są
tłumaczone na język polski. To tak, jakby przedstawić się nie
swoim imieniem. Pani Małgorzata ma szczęście, że nie zakłóca to
odbioru książki, inaczej bym się chyba pobeczała. Dziękuję
autorce, że nie nazwała Julii Katherine, bo czytania o Katarzynie
bym nie zdzierżyła.
Podsumowując. Wartka akcja, ciekawi bohaterowie,
miłość, niezwykły dar i zakończenie dające nam choć trochę
nadziei na to, że Julia w końcu będzie mogła w miarę normalnie
żyć wymieszane razem daje nam fantastyczną, dystopijną powieść
na miarę Delirium. I mimo tego, że Juliett została
przetłumaczona na Julię, daję tej książce zasłużone 6/6.
Wszystko się zmienia, ale tym razem się nie boję. Tym razem wiem, kim
jestem. Dokonałam właściwego wyboru i gram we właściwej drużynie. Czuję
się bezpieczna. Pewna siebie.
Wręcz podekscytowana.
Bo tym razem...
...jestem gotowa.
Dotyk Julii | Unravel Me | Untitled |
Shatter Me, Tahereh Mafi
Moondrive (Otwarte) (2012)
***
Na zakończenie już tradycyjnie piosenka, ale tym razem nie Ellie Goulding.
Na zakończenie już tradycyjnie piosenka, ale tym razem nie Ellie Goulding.
JEST! Już się nie mogłam doczekać tej (oczywiście świetnej) recenzji, mój ty GeniuRZu :*
OdpowiedzUsuńTak mnie zainteresowałaś książką, że MUSISZ mi ją jutro przynieść, bo nie wytrzymam :3
Dzięki, podniosłaś mnie na duchu :)
UsuńA książkę postaram się nie zapomnieć.
Mam w planach te książkę, choć nie spodziewam się szaleństwa :) Ale zobaczymy.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że może w jakimś stopniu książka Ci się spodoba :)
UsuńKsiążka nie powaliła mnie aż tak bardzo, ale naprawdę miło spędziłam przy niej czas :)
OdpowiedzUsuń