Wiecie, co jest wielkim zaskoczeniem? Kiedy
przyjdziesz do biblioteki z zamiarem wypożyczenia Harry'ego
Pottera, i ku naszemu zdziwieniu wychodzimy z Czerwienią
Rubinu. Nie spodziewałam się, że taką cudowną książkę
znajdę w jedynej (nie licząc filii i pedagogicznej) bibliotece na
„moim” zadupiu.
Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to
drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki.
Żyjemy w takim a nie innym świecie, więc o podróżach w czasie możemy tylko pomarzyć... lub też poczytać.
Jeśli wymieszamy ciekawą akcję, różnorodnych i nieraz intrygujących bohaterów, pełne humoru momenty, podróże w czasie, prolog z epilogiem i śliczną okładkę to otrzymamy naprawdę świetną książkę, napisaną lekkim i przyjemnym stylem, godną kupienia, przeczytania i polecenia. Dlatego z czystym sercem wystawiam jak najbardziej zasłużone 6/6.
Rubinrot. Liebe geht durch alle Zeiten, Kerstin Gier
Mamy to szczęście (lub nieszczęście), że nie
zwali nam się jednego dnia wszystko na głowę. Nie przeniesiemy się
znienacka do innego wieku i to jeszcze w drodze do sklepu. Nie okaże
się, że to nie nasza znienawidzona kuzynka posiada ten nieszczęsny
gen podróży w czasie, tylko my sami. No i nie staniemy się wrogiem
numer jeden oraz nie będziemy musieli wysłuchiwać oskarżeń o to,
że robimy to wszystko tylko i wyłącznie, aby być w centrum uwagi.
Nie będziemy mieli zmarnowanego dzieciństwa, musząc uczęszczać
na lekcje fechtunku, tańca, misteriów czy na naukę języków
obcych. I, przynajmniej, nikt nie będzie nam truł głowy tym, że
nie znamy nawet podstawowych faktów historycznych, a cała nasza
wiedza na ten temat bierze się z filmów.
Gwendolyn jest zwykłą szesnastolatką. Ma
wspaniałe rodzeństwo, kochającą rodzinę (nie licząc ciotki
Glendy i Charlotty) i najlepszą na świecie przyjaciółkę. Może
po za faktem, że widzi duchy, wszystko z nią w porządku. Do czasu
kiedy dowiaduje się, że to nie jej kochana kuzynka
odziedziczyła gen, tylko ona. Jak można łatwo się domyślić,
powoduje to szereg przedziwnych zdarzeń. Choć są też plusy tej
sytuacji - poznaje jego. Gideon został przydzielony Gwen jako
towarzysz jej przeskoków w czasie, razem mają do wykonania ważną
misję, która zaważy o ich losie.
Postać głównej bohaterki przypadła mi do gustu.
Autorka wykreowała ją na normalną, trochę zwariowaną dziewczynę
mogącą całe dnie opowiadać o filmach i aktorach. Nie jest ona
idealna, przez co łatwo jest się z nią utożsamić. Jej
przyjaciółka - Leslie - pomaga odnaleźć się jej w tym
szaleństwie. Gdyby nie ona, myślę, że Gwen oszalałaby od tego
zamieszania wokół genu, który odziedziczyła.
Bohaterowie mają swój własny charakter, nie
znajdziemy więc dwóch identycznych osób. Gideon to ucieleśnienie
marzeń większości dziewczyn. Jest przystojny, mądry i nieco
arogancki, a do tego student medycyny. Nic dziwnego, że Gwendolyn
się w nim zakochała (kto by się nie zakochał - ja wpadłam).
Jednak w jej uczuciach do Gideona nie jest sama. Charlotta zapuszcza
sidła, nie zawsze ze skutkiem, którego by oczekiwała. A propos Charlotty - jest ona wiecznie niezadowolona i wredna. Na
jej obronę można powiedzieć tyle, że jest to prawdopodobnie
skutek przygotowań do wypełnienia misji, przez co zamiast
zaprzyjaźnić się z rówieśnikami i bawić się lalkami, ciągle
latała na wszystkie możliwe lekcje - poczynając od nauki tańca,
przez misteria, kończąc na nauce języków.
Prolog i epilog toczą się w przeszłości.
Przybliżają one nam postać Paula i Lucy. Autorka wpadła na
świetny pomysł, ponieważ dzięki temu mamy wgląd nie tylko w
dzieje Gwen, ale też jej rodziny, mające wpływ na akcję toczącą
się w XXI wieku. Mimo tego, że czarny turmalin i szafir nie byli
wspomniani wiele razy, polubiłam ich. A w szczególności momenty,
gdy de Villiers zwracał się do ukochanej księżniczko.
Na pozytywny odbiór tej książki niewątpliwie ma
też umieszczenie akcji w Anglii. Nie pałam miłością do Niemiec,
skąd pochodzi autorka, jak i do języka niemieckiego. Tak więc
czytanie o Niemczech byłoby pewnie męką niż przyjemnością. Na
pochwałę zasługuje również pani tłumacz. Nie przetłumaczyła
imion, z czym można się dość często spotkać. Nie wiem, czy jest
to zasługa tego, że są trudne do przełożenia, chociaż,
prawdopodobnie, „jakiś ciekawy” odpowiednik w naszym języku by
się znalazł.
Na pozytywny odbiór tej książki niewątpliwie ma
też umieszczenie akcji w Anglii. Nie pałam miłością do Niemiec,
skąd pochodzi autorka, jak i do języka niemieckiego. Tak więc
czytanie o Niemczech byłoby pewnie męką niż przyjemnością. Na
pochwałę zasługuje również pani tłumacz. Nie przetłumaczyła
imion, z czym można się dość często spotkać. Nie wiem, czy jest
to zasługa tego, że są trudne do przełożenia, chociaż,
prawdopodobnie, „jakiś ciekawy” odpowiednik w naszym języku by
się znalazł.
Nad zakończeniem książki można się rozpływać.
Nie dość, że jest to chyba największy ciffhanger, z jakim w
książce miałam do czynienia, to jeszcze miejsce i reakcja głównej
bohaterki sprawia, że idzie zwariować.
Jeśli wymieszamy ciekawą akcję, różnorodnych i nieraz intrygujących bohaterów, pełne humoru momenty, podróże w czasie, prolog z epilogiem i śliczną okładkę to otrzymamy naprawdę świetną książkę, napisaną lekkim i przyjemnym stylem, godną kupienia, przeczytania i polecenia. Dlatego z czystym sercem wystawiam jak najbardziej zasłużone 6/6.
- Jest w nim zakochana.
- Nie, nie jest.
- Ależ tak, jest. Tylko jeszcze o tym nie wie.
Rubinrot. Liebe geht durch alle Zeiten, Kerstin Gier
Literacki Egmont (2011)
Jakoś topornie mi szła ta recenzja, ale udało mi się ją w końcu skończyć. Mam nadzieję, że nie jest źle :) Na zakończenie tym razem Rihanna :)
No! A mówiłaś, że jest do bani, ech ty... Ręce opadają...
OdpowiedzUsuńI kocham te twoje trampki <3
No wiem, są szumne ^^ ja też je kocham <3
UsuńNie wątpię ^^
UsuńUwielbiam tę serię, ale najlepsza moim zdaniem jest część trzecia *_*
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach *.*
UsuńŚwietna książka :)
OdpowiedzUsuńhttp://w-zwierciadle--codziennosci.blogspot.com/
Hmmm... nie czytałam, a jestem molem książkowym fantasy więc przeczytam :d Znam to uczucie kiewdy idziesz po HP,bo tak naprawdę to najlepsza książka przeczytana dotychczas, bo żadna inna się równać z nią nie może ( przynajmniej moim zdaniem, nie licząc igrzysk śmierci i innych wyjątków, ale...)A wychodzi się z perełkami. Miałam już tak kilka razy, raz na przykład wyszłam z biblioteki z Wilken bracia krwi. Nke był to fenomen, ale bardzo oryginalna książka, o wilku zamieniającym się w człowieka, czyli odwrotnoie niż u wilkołaków. :D Supeer recenzjujesz. Ja poniekąd też siętymzajmuje, ale do gazetki szkolnej, więc... taka tam nudziara :d
OdpowiedzUsuń