13 lut 2013

Błękit Szafiru - Kerstin Gier


- Przestań. To nie do zniesienia, jaki jesteś zarozumiały. 
- Przepraszam. Ale to takie... oszałamiające uczucie, wiedzieć, że z mojego powodu zapominasz o oddychaniu.


Życia, raz przewróconego do góry nogami, nie da się tak szybko uporządkować. Trzeba poświęcić trochę czasu nim wszystko wróci do normy. Bywa też tak, że musimy przyzwyczaić się do tej nowej normalności. Nie jest to łatwe, szczególnie gdy towarzyszą temu ciągłe braki odpowiedzi na zadawane pytania, tajemnice i kłamstwa. Do tego dochodzi jeszcze brak kontroli nad tym co ma się wydarzyć i brak jakiejkolwiek możliwości sprzeciwu. Nie jest łatwo, prawda?

Życie Gwen właśnie zostało obrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Dowiedziała się, że to ona jest dwunastym podróżnikiem w czasie, rubinem, który zamyka krąg. Wydawałoby się, że powinna teraz mieć z górki. Nic bardziej mylnego. Niepewność co do swoich relacji z Gideonem, przygotowania do tajemnej misji, podziwianie zawsze idealnej Charlotty, wysłuchiwanie przytyków ze strony ciotki Glendy i Giordano, to wszystko razem skumulowane dają bombę. Nic tylko czekać aż wybuchnie.

Książka jest pełna humoru. Bohaterowie nie są przez cały czas poważni, co zdecydowanie idzie na plus. Nie ma się odczucia jakiejś wielkiej wzniosłości. Nie można być pewnym, czy przypadkiem podczas całowania się w konfesjonale, nie przeszkodzi nam gargulec. A propos gargulców, to poznajemy Xemeriusa. Jeśli myślisz, że skoro jest gargulcem to jest ponury, to jesteś w wielkim błędzie. Czytając większość jego wypowiedzi idzie popłakać się ze śmiechu (w moim przypadku to akurat rechotać sama do siebie jak wariatka). Tak, więc Xemerius dołącza do grona moich ulubionych postaci. Zabawnych sytuacji dostarczają nam też główni bohaterowie, a w szczególności Gwendolyn. Jedna z moich ulubionych scen to właśnie ta, w której stwierdziła, że pewien ktoś przerobił ją na budyń.

Akcja toczy się bardzo płynnie. Nie ma sytuacji, w której jakiś opis czy dialog byłby wepchnięty ot tak, na siłę, żeby tylko tę akcję dalej ciągnąć. Zaskoczeniem jest, że zdarzenia opisane w tej książce od tych mających miejsce w Czerwieni Rubinu dzieli tylko kilka dni. Jest opisanych tak wiele momentów, że ma się wrażenie, że akcja toczy się kilka miesięcy. I, mimo to książkę czyta się naprawdę świetnie.

Bohaterowie pozostali normalni. Gwendolyn nie zachowuje się jak Charlotta, tylko dlatego, podróżuje w czasie. Gideon jest arogancki i romantyczny - w zależności od sytuacji. Zdecydowanie bardziej lubię tą romantyczną wersję. Ciotka Glenda pozostała wredną, wiecznie niezadowoloną, zrzędzącą, mającą fioła na punkcie swojej córki kobietą/wredną, starą, rudą miotłą (Stray, kochana, dzięki za to porównanie). Przypomina mi ona macochę z Kopciuszka. Muszę stwierdzić, że autorce świetnie udała się postać ciotki. Przecież w książkach nie zawsze muszą występować dobre i kochane postacie, prawda? Z łatwością możemy sobie ją wyobrazić - w końcu każdy z nas zna taką Glendę. Podoba mi się to, że Kerstin Gier pozwala czytelnikowi na poznanie córki Aristy poprzez jej zachowanie, a nie tylko przez opisanie jej przez Gwen.

Zakończenie znowu jest niesamowite. Widać, że autorka wie jak wprawić czytelnika w osłupienie i tym samym powodując, że ze zniecierpliwieniem oczekuje się następnej części. Do tego jeszcze prolog z epilogiem - nic tylko się zakochać.

W tym tomie kolejny raz mamy do czynienia z wartką akcją, świetnie wykreowanymi postaciami, momentami płaczu i śmiechu. Nie byłabym sobą, gdybym oceniła tę książkę inaczej. Tak, więc kolejny raz daję 6/6. Jak tak dalej pójdzie, to tylko takie oceny tu będę wystawiać...


To jest niestety niezaprzeczalna prawda, że zdrowy rozsadek cierpi tam, gdzie do gry wkracza miłość.

Saphirblau, Kerstin Gier
Literacki Egmont (2011)

Czerwień Rubinu | Błękit Szafiru | Zieleń Szmaragdu

____
Mam ferie i od razu lepiej mi się myśli. W tym tygodniu planuję jeszcze dodać przynajmniej jedną recenzję. A na zakończenie zostawiam Was z Florence + The Machine.



13 komentarzy:

  1. Buhahaha :D
    Recenzja jak zwykle cudowna i czekam na następną (jak sama piszesz - tym tygodniu!) ^^

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam całą Trylogię Czasu. Najlepsza jest ostatnia część :)
    Niezłe porównanie z Ciotką Glendą :D
    Uwielbiam Florence <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Na temat trylogii czasu naprawdę bardzo ciężko jest znaleźć negatywną opinię. Ja zaczęłam trzecią, finałową część i czuję, że będzie najlepsza.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że z żadną negatywną opinią się nie spotkałam. A co do trzeciej części to muszę się z tobą zgodzić - jest powalająca :)

      Usuń
  4. Całą trylogię bardzo lubię, a ta część podobała mi się najbardziej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to jesteś chyba pierwszą osobą, której ta część najbardziej się podoba :)

      Usuń
    2. no istnieje taka możliwość xd

      Usuń
  5. Póki co czytałam jedynie pierwszy tom serii i muszę przyznać, że bardzo mnie wciągnął, mimo że raczej nie jest jakoś fantastycznie napisany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro pierwszy Cię wciągnął to prawdopodobnie kolejne dwa też :)

      Usuń
  6. Mam w planach całą trylogię :D
    ps Dodałam do obserwowanych i zapraszam do mnie: http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę w końcu dorwać tą trylogię! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Już rozglądam się za ,,Czerwień Rubinu" :)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Tyler