6 sty 2014

Gwiazd Naszych Wina - John Green

The world is not a wish-granting factory

W związku z jesienną porą (jakże obrzydliwą aktualnie) zachciało mi się przeczytać powieść, którą wszyscy chwalą i przekonać się, o co jest tyle szumu. Udało mi się znaleźć chwilę, a nawet kilka, aby poznać Hazel i Augustusa (i Isaaca, oczywiście), ich historię i historie, przyjaciół, wspomnienia - te dobre, ale też złe - smutki, radości, problemy, ich razem i każdego z osobna. Mimo że miało się tutaj trochę większą styczność z chorobą, jej przebiegiem i leczeniem niż w Look, nie jest to wcale mankamentem, wręcz przeciwnie - ma to znaczenie dla fabuły, a bez tego ta pozycja byłaby po prostu... pusta. Czy było warto poświęcić cenny czas na przeczytanie Gwiazd Naszych Wina? W sumie to chyba tak.

Hazel ma szesnaście lat i choruje na raka. Jest zmuszona do tachania ze sobą butli z tlenem, co nie ułatwia jej, już trudnego, życia. Spędza czas na oglądaniu America's Next Top Model i czytaniu po raz kolejny swojej ulubionej książki, a towarzystwa dotrzymują jej rodzice i Philip... który jest niczym innym jak tylko butlą tlenową. W niczym nie przypomina to codzienności przeciętnych nastolatek, które dzielą swój czas między szkołę, rodzinę, przyjaciół, chłopaka i rozwijanie pasji. Jednak wszystko zaczyna się zmieniać. Promyczkiem koloru w szarej rzeczywistości okazuje się być Augustus Waters, chłopak, którego poznała na niezwykle nudnych zajęciach grupy wsparcia.

Bohaterowie powieści młodzieżowych mają to do siebie, że nie zawsze są całkiem tacy, jakbyśmy tego chcieli. Brakuje im naturalności, realizmu, polotu, są jednowarstwowi i płytcy. Jednak tym, którzy wyszli spod pióra (klawiatury?) Johna Greena, nie można się oprzeć. Starają się funkcjonować w miarę normalnie, mają marzenia, troski, otaczają ich ludzie, którzy się o nich troszczą, trzymają się razem, śmieją i wspierają. To, że z dystansem podchodzą do swojej choroby, nie użalają się nad sobą i nie mają pretensji do całego świata, za ich stan zdrowa, pewnie powoduje, że tę książkę tak przyjemnie się czyta. Każda z postaci jest też wyjątkowa, powiedziałabym nawet, nieszablonowa. Tak jak Harry'ego Pottera nie można porównać ze Zmierzchem, tak nie można porównać ze sobą Hazel, Augustusa, Isaaca czy van Houtena. Wydawałoby się, że mając różne pasje, poglądy, zainteresowania, nie są w stanie się dogadać, to tę trójkę połączyła przyjaźń, a między Gusem i Hazel zrodziła się miłość. W końcu nie od dzisiaj wiemy, że przeciwieństwa się przyciągają.

Wątek miłosny gra tu ważną rolę. Jest to dość często spotykane we wszelkiego typu książkach, nieważne czy jest to tandetne romansidło, paranormal romance czy młodzieżówka. Z reguły jest to jeszcze wielka miłość od pierwszego wejrzenia, a główna bohaterka nie może powstrzymać się od wzdychania co dwie strony jaki to on jest wspaniały. Jednak dzieło Greena ma to do siebie, że wyłamuje się z tego utartego schematu. Nie ma wielkich, głębokich i niemiłosiernie patetycznych wyznań. Bohaterowie nie zakochują się w sobie po pierwszych pięciu sekundach znajomości. Nie wpadają sobie w ramiona przy każdej możliwej okazji i nie całują się tak, że nie wiadomo, która część ciała jest czyja. Wszystko rozgrywa się naturalnie i w swoim tempie. Śledząc miłosne uniesienia Hazel i Augustusa nie ma się odruchów wymiotnych. Wręcz przeciwnie. Kibicuje się temu związkowi i pragnie się jak najszczęśliwszego zakończenia.

Czytamy, aby oderwać się od szarej codzienności. Temu też po powieści, gdzie główne skrzypce gra choroba, szczególnie nowotworowa, nie sięgamy zbyt często. Fachowe słownictwo, atmosfera, otoczenie - to wszystko może przytłaczać czytelnika, szczególnie młodego. John Green nie wybrał sobie więc dość łatwego tematu na powieść młodzieżową. Jednak udało mu się sprostać wyzwaniu i przeczytania Gwiazd Naszych Wina nie można nazwać przebrnięciem. Bo wbrew pozorom ta książka nie jest tylko o chorobie, walce z nią, o bezsilności jaka towarzyszy w chwilach, kiedy wszystko z pozoru poukładane się sypie. Jest o szczęściu, miłości, przyjaźni, zawiłościach losu, uśmiechu, śmiechu, przywiązaniu, błahostkach, płomykach nadziei, chwilach błogiego zapomnienia. To co w niej zobaczysz zależy tylko od Ciebie. Wystarczy czytać uważnie, czytać między wierszami.

Książka jest dobrze napisana. Przyjemnie się ją czyta, a wciągającej fabule nie idzie się oprzeć. Historia z pewnością nie jest banalna, ale nie jest też łzawą historyjką. Uważam, że dzieło Johna Greena to świetny przykład tego jak powinny wyglądać powieści skierowane do młodzieży. Osobiście jednak jakoś nie powaliło mnie na kolana. A przynajmniej nie na tyle, że po lekturze Gwiazd Naszych Wina nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Spróbuję podejść do tej książki jeszcze raz, za jakiś czas. Może wtedy będę potrafiła powiedzieć coś o moich odczuciach, bo chwilowo nie jestem w stanie tego zrobić. Nie mniej jednak, nie odradzam Wam sięgnięcia po drugą najlepszą powieść młodzieżową wszech czasów, według Entertainment Weekly, zaraz po Harrym Potterze. Każdy może ją przeczytać, niezależnie od wieku. Cała rodzina czyta Greena? Czemu nie?

Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór. Mam nadzieję, że ona jest zadowolona ze swojego 

The Fault In Our Stars, John Green
Bukowy Las, 2013
____
Nie mogłam się powstrzymać, dlatego jeden cytat jest po angielsku. Początek pisałam końcem listopada/początkiem grudnia, nie dziwcie się więc tej jesiennej porze we wstępie. Po raz trzeci zmieniam piosenkę na koniec. Oszalałam. Chyba zrobię jakiś post z tym czego słucham... Albo lepiej nie...


7 komentarzy:

  1. Bardzo dobra recenzja! Nie wyjawia wszystkiego, a jest napisana bardzo ciekawie i zdecydowanie zachęciła mnie do przeczytania "Gwiazd naszych wina".
    Raany jak ja dawno nie słuchałam Christiny.
    Albo zrób osobny blog o muzyce jakiej słuchasz i weź mnie do współpracy ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy :)
      Ja właśnie też dość długo jej nie słuchałam, ale odkąd wyszło "I believe" i "Human" to nie mogłam się oderwać. A nowa płyta już niebawem *.*
      Yyy... nieee...lepiej niee...xD Już lepiej pozostanę przy poście. Pewnie go podzielę na części, bo wyjdzie za długi xD

      Usuń
  2. Bosz, boska recenzja. Opłacało się czekać tak długo <33 Chcę już kolejne, więc lepiej się sprężaj ^^ I zrób post, proszę. Muszę zebrać sobie do kupy wszystkie te cudne piosenki. To będzie taka moja-twoja playlista :)
    No nieee... Obrażam się *foch* Gdzie jest Arthur, ja się pytam! Zawiodłaś mnie! Chociaż... Christiny też się fajnie słucha xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo :)
      Ugh, ten post wyjdzie superdługi, żeby nie było, że nie ostrzegałam.
      Arthur miał być, miało być Recovery. Ale przyszła Christina i no nie mogłam się powstrzymać.

      Usuń
    2. O matko uwielbiam tą piosenkę <3
      A Arthura to już w ogóle <333

      Usuń
  3. Kazda recenzja tej książki jest pozytywna. Trzeba przeczytać, koniecznie.

    http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dawno skończyłam tą książkę i nadal nie mogę dojść do siebie a dany przez ciebie cytat jeszcze bardziej mnie rozkleił. Jednak książka jest godna polecenia, pomimo nie których trudnych terminów medycznych szybko się ją czyta, dodatkowo zwrot akcji pod koniec powieści, jest zaskakujący i dołujący jednocześnie. Nie wiem ile razy czytałam o świecącej choince, po prostu nie mogła w to uwierzyć. :( Polecam wszystkim ta książkę.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Tyler